niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 7.

BARDZO WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM.
___________________________________
Zayn's POV
Powietrze było aż gęste od dymu papierosowego. Nienawidzę fajek.
Siedziałem na tym twardym stołku w tej spapranej spelunie wystarczająco długo, żeby zdążył rozboleć mnie tyłek. A tego chuja nadal nie było. Nie dość, że to dzięki niemu musiałem się męczyć w tym patologicznym miejscu, to jeszcze kazał na siebie czekać.
Barman za kontuarem, Dave, krzątał się od, mimo białego dnia, nieźle podpitych już gości do półek po kolejne butelki whisky i wódki. Patrzyłem na tych typów i aż ręce świerzbiły mnie od odrazy, jaką wobec nich czułem. Oni natomiast albo nie zwracali na mnie uwagi, albo nie chcieli jej zwracać. W każdym bądź razie ignorowali moje natarczywe spojrzenie. Skupiali się na swoich co jakiś czas pustoszejących kieliszkach. Nie rozmawiali, podsuwałbym możliwość, że może nie było już ich stać na nic poza bełkotem. Jednakże w tej zapuszczonej melinie nie było wcale cicho. W starym telewizorze na ścianie leciał akurat jakiś mecz, więc entuzjaści piłki nożnej raz po raz wydawali albo okrzyki zadowolenia, albo porządnego wkurwienia. Z tyłu, w lewym rogu knajpy dwóch gości kłóciło się już od dłuższego czasu, chyba nawet byli już bliscy bójki, ale nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi. Każdy miał tutaj własne problemy. Widzicie, moi mili, ludzie przebywający w takich miejscach dzielą się na dwa typy: ci, którym życie się zawaliło, i ci, którym do tego blisko, ale nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy.
No i jestem jeszcze ja.
Jestem jeszcze ja, już tak poirytowany siedzeniem w tym miejscu zarażonym ludzką porażką, że najchętniej rozbiłbym własny, niczym do tej pory niezapełniony kieliszek, o łeb jakiegoś do tego stopnia upitego gościa, że pewnie to szkło wziąłby za smagnięcie muchy.
Także ten.
Nareszcie z odległego o parę metrów końca baru rozległ się zmanierowany już dzwoneczek oznajmujący przyjście kolejnego klienta. Przez drzwi przeszedł średniego wzrostu świński blondyn w prostych jeansach i za dużej bluzie z kapturem.
Tak, proszę państwa, swój cenny czas marnowałem na aż tak żałosnego typa. Chyba udzieliło mi się to miejsce.
Wyżej wspomniany kolega to Patric Marshall, któremu od zawsze wydawało się, że może sobie ze mną pogrywać. Czasami aż mi się robiło żal na jego naiwność. Zaraz potem mi przechodziło.
Patric zaprosił mnie, bo jak twierdził „musi ze mną porozmawiać na pewien bardzo ważny temat”, argumentując, że jeśli się nie stawię, to potem będę żałował. Zjawiłem się raczej kierowany ciekawością i brakiem lepszego zajęcia, niż obawą przed czymkolwiek z nim związanym. Zresztą zaczynałem tego żałować, bo już bolał mnie nie tylko tyłek, ale i łokieć od podpierania brody na twardym blacie.
Dopiero kiedy stanął przede mną, spostrzegłem, że nie przyszedł sam: zabrał ze sobą jakichś swoich dwóch śmiesznych koleżków, wyższych od niego i bardziej umięśnionych, ale pewnie jeszcze bardziej tępych, skoro w ogóle się z nim pokazywali. Zapewne chciał zapewnić sobie prowizoryczną ochronę. Czyżbym był aż tak przerażający? To najdziwaczniej wyrażony komplement, jaki w życiu dostałem.
- Nieprofesjonalnie się tak spóźniać, blondasku – zwróciłem się do niego wciąż nie przestając się podpierać na łokciu.
- Malik, jak zwykle w nastroju do żartów – odpowiedział Patric siadając na stołku naprzeciwko mnie, podczas gdy jego bodyguardzi wybrali sobie stoliczek umiejscowiony niedaleko, jednak w takiej odległości, by nie móc usłyszeć niczego o czym byśmy rozmawiali.
- Szczerze mówiąc, to przyszedłem tutaj dla jakiejś rozrywki, a ty każesz mi umierać z nudów – rzekłem i westchnąłem sugerująco.
- Zapewniam cię, że zaraz będziesz śpiewać inaczej. – Patric odwrócił się w stronę kontuaru i rozejrzał się za barmanem. Dave po ponownym napełnieniu kieliszka jakiegoś faceta z poplątaną brodą podszedł do nas z pytaniem:
- To co zwykle, panie Marshall?
Ledwo mi się udało nie wybuchnąć śmiechem, słysząc to. Oczywiście wiedziałem, że Dave do każdego zwracał się na „pan”, żeby uniknąć problemów, ale chyba będąc na jego miejscu dla Patrica robiłbym wyjątek. Ta ciota zasługiwała co najwyżej na zwrot per „pani”.
Chłopak kiwnął głową, więc Dave sięgnął po jakąś tam wódkę, nalał Patricowi do szklanki, a następnie odszedł na chwilę i wrócił z sokiem z limonki. Naprawdę z trudem siedziałem na tym stołku. Co miało być następne? Redd’s?
- Okay, to może wyjawisz mi wreszcie, co miało być na tyle ciekawe, żebym raczył cię w ogóle obrzucić spojrzeniem? – spytałem, powoli się już niecierpliwiąc.
- No więc Malik. Po pierwsze – wróciłeś – zauważył blondyn, przyglądając mi się z uwagą.
- Tak, wróciłem – potwierdziłem, w międzyczasie obracając między palcami podkładkę pod kubek zwiniętą z blatu.
- Dlaczego?
- Chyba się nie oszukujesz, że ci powiem? – zerknąłem na niego mimochodem i uśmiechnąłem się pobłażliwie.
- W porządku, omińmy ten temat póki co i może przejdźmy do sedna.
- W końcu dobrze pieprzysz, Marshall. – Pokiwałem głową z uznaniem i skoncentrowałem na nim wzrok. Patric schylił się do takiej pozycji, że podpierał się teraz łokciami na kolanach, i stykał i rozłączał bez przerwy koniuszki palców.
- Mam dla ciebie propozycję. Pamiętasz na pewno, jak kiedyś porządnie uratowałem ci dupę, co? Gdyby nie ja, szczęśliwie by się to dla ciebie nie skończyło. Jesteś mi coś winien. A tak się składa, że organizuję kolejną akcję i potrzebuję ludzi – wyrecytował ściszonym głosem, przyglądając mi się z oczekiwaniem.
Przez chwilę wpatrywałem się w niego z nadzieją, że zaraz wybuchnie śmiechem i rzuci jakiś tekst w stylu „Ha, tak poważnie to masz pożyczyć dychę?”, ale nic takiego nie miało miejsca. Zacząłem się śmiać, i śmiałem się tak długo, aż ten świński blondyn nabrał naprawdę głupiego, zdezorientowanego wyrazy twarzy. W końcu ucichłem i spojrzałem mu w oczy.
- Nie ma mowy. – Po czym wstałem i nadal z uśmiechem na ustach skierowałem się w stronę wyjścia. Dwóch osiłków przybyłych z Patriciem już chciało wstawać zaalarmowanych moim odejściem, ale ich „szef” zatrzymał ich lekkim skinieniem ręki, po czym rzucił głośno:
- Przykro mi, że rezygnujesz, Zayn. Tej twojej dziewczynce na pewno też będzie przykro, kiedy się do niej dobiorę.
Zatrzymałem się w pół kroku na te słowa. W środku zmroziło mnie tak bardzo, by po chwili zawrzeć ogniem piekielnym. Odwróciłem się powoli i siląc się na spokój, zapytałem:
- O czym ty, do kurwy, mówisz?
Patric uśmiechnął się z wyższością.
- Och, nie udawaj. Mały Zaynie się zakochał? Chyba nie chciałbyś, żeby stała jej się krzywda?
Skrzyżowałem ramiona na piersi i z nonszalancką miną rzekłem:
- Jesteś naprawdę odrażającą kreaturą, Patric, i zawsze nią byłeś.
Marshall rozzłoszczony moimi słowami dopił swój drink i wstał ze stołka, przy okazji przywołując swoich koleżków. Nadal stałem tam, gdzie stałem, kiedy oni wychodzili z baru. Kiedy blondas przechodził koło mnie, usłyszałem jeszcze tylko:

- Lepiej się szybko zastanów, bo dobrze to to się nie skończy.
___________________________________
Okay, po pierwsze bardzo przepraszam, że nie było mnie jakiś okres, ale szkoła pochłania w moim przypadku naprawdę sporo czasu i czasem ciężko mi wszystko pogodzić. Aczkolwiek w końcu przyszedł czas na moją przerwę, to znaczy od poniedziałku moje województwo zaczyna ferie. Co jest dobrą dla Was wiadomością, mam w planach przez ten czas napisać co najmniej kilka rozdziałów, by móc je regularnie potem dodawać. Bang!
Drugą sprawą jest to, że naprawdę strasznie się cieszę, że ktoś tę moją pisaninę w ogóle komentuje, więc oby tak dalej. Lecz niestety w tę grę wchodzi także ambicja, więc mam do was prośbę: jeśli ktokolwiek ma tak dobre serduszko i mu zależy, to może to fanfiction trochę zareklamować wśród swoich znajomych, czy na Twitterze, czy gdziekolwiek indziej. Ja osobiście robię co mogę, ale nadal trochę mozolnie to idzie. Miejmy jednak nadzieję, że będzie tylko lepiej!
Trzecią sprawą jest to, że z racji właśnie nadal małego zainteresowania dodałam tę historię także na Wattpadzie. "Dawna" więc możecie przeczytać także tutaj: http://www.wattpad.com/102111467-dawn-zayn-malik-fanfiction-wstęp-od-autorki
Czwartą sprawą, o której nawet nie śmiem śnić jest to, że jeśli ktokolwiek miałby ochotę wyrazić swoją opinię na Twitterze, to może tweetować z hashtagiem #DAWNpl
Piątą sprawą jest to, że jestem cała we łzach, ponieważ pamiętam, że przed moją przerwą rozdział drugi dodałam w dniu rozpoczęcia WWATour, a wczoraj był ich koncert w Melbourne OTRATour... im not okay, but just leave my alone
Chyba koniec tych spraw, bo trochę ich sporo, haha. Dziękuję każdemu, kto dotarł do końca tej notki i przypominam o komentarzach, buzi!

3 komentarze:

  1. Tak, ja dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy dodawałaś tamten rozdział. Czas leci. :'( Kurczę, taka dumna się teraz czuję, że obserwowałam tę historię od początku. :3 Wiedziałam, co dobre. ;)
    Doskonale rozumiem, że zależy Ci na czytelnikach. Ja próbowałam już wcześniej Cię zareklamować u siebie na blogu, ale nie wiem, czy to coś dało. :'(
    Na wattpadzie konto posiadam i obgwiazdkowałam Ci (chyba) wszystkie rozdziały, ale jeśli chodzi o czytanie, to - mimo że wattpad jest pod wieloma względami wygodniejszy - chyba zostanę tutaj, bo już się przyzwyczaiłam. :*
    Rozdział interesujący, nie powiem. Potrafisz zaciekawić. Zayn jest doprawdy tajemniczą osobą w tym opowiadaniu. Spodobała mi się jego reakcja, kiedy ten cały Patric mówił o Dev. ❤ Dziewczynie na pewno zrobiłoby się miło. Albo wręcz przeciwnie. Nie wiem, nie znam się. ☺
    Uwielbiam Twoje opisy. Zazwyczaj one sprawiają autorkom największą trudność, przez co po prostu nudzą. Przyznam szczerze, że sama muszę się trochę napocić, żeby wyglądały one jak należy. A u Ciebie są one takie lekkie, fajne. Naprawdę chce się czytać. ❤
    To opowiadanie jest prawdziwą perełką wśród fanficów i zasługuje na popularność, tak że mam nadzieję, że uda mu się ją zdobyć. ❤
    Doskonale Cię rozumiem z tą szkołą. Nawet nie wiesz, jak bardzo. ;)
    Widzę, że nie tylko ja mam od poniedziałku ferie. :D
    Pozdrawiam i... miłych ferii życzę (okay, i tak wszyscy wiemy, że takie będą). xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rodział, cudownie piszesz, jesteś cudowna!! Kiedy następny!? :3

    OdpowiedzUsuń