Dobra, zdążyłam napisać już to u góry, ale jeszcze dopisek: umieszczam tu także początek trzeciego rozdziału, który zdążyłam naskrobać dawno, dawno temu. Surprise. :)
___________________________________
___________________________________
- Uspokój się, ręce trzęsą ci się tak, jakbyś chorowała na
Parkinsona.
Szliśmy chodnikiem co jakiś czas mijając spieszącego się
faceta z teczką, babcię z moherowym beretem bądź jakąś kobietę prowadzącą za
rękę rozgadane dziecko. Już niedługo widok tych wszystkich ludzi miał się
zamienić w morze białych bluzek, spódnic i marynarek. Początek roku szkolnego.
Harry kierując w moją stronę te słowa intensywnie mi się
przyglądał i uśmiechał się widocznie rozbawiony. To, co powiedział było prawdą,
niestety.
- Harry, nie wmówisz mi, że ty się nie denerwujesz. Zmiana
szkoły to nie byle jaka pierdoła – odparłam burkliwie i zgromiłam go wzrokiem.
- Może i się denerwuję, ale nie do takiego stopnia, co ty.
Zobaczysz, wszystko będzie okay –stwierdził pewnym siebie głosem.
- Skąd możesz mieć pewność, że wszystko będzie dobrze?! Nic
może nie być dobrze, wszystko może się spaprać, jak tylko się da! Możemy mieć
wychowawczynię, która zamiast stres rozładowywać w łóżku z mężem, będzie
wyżywała się na nas, możemy trafić do klasy ze szkolnymi dresami, którym marzy
się tylko dać komuś wpierdol, możemy na wstępie przewrócić się przed całą
szkołą i wyrobić sobie opinie frajerów! Doskonale wiesz, że ludzie często mają
ze mną problem. Chcę, żeby tym razem było lepiej niż w poprzednich szkołach –
wyznałam mu szczerze.
- To, że ludzie mają z tobą problem, to tylko i wyłącznie
ich problem. Musisz przestać się tak przejmować Dev, naprawdę. Cokolwiek by się
nie wydarzyło, pamiętaj, że zawsze masz mnie i możesz na mnie liczyć. –
Westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Wiem, Hazz. Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, na co
odpowiedział tym samym. Przyjrzałam mu się dokładnie. Jego specjalnie na
dzisiejszy dzień wypsikane lakierem brązowe włosy sztywno przylegały do czoła.
No, ale jak ktoś zużył jednorazowo więcej lakieru niż ja zużywam przez dobre
pół roku, to nic dziwnego. Ubrany był w prostą białą koszulę i wąskie, ciemne
jeansy. Na ręku miał zegarek, który dostał ode mnie pół roku temu na urodziny.
Przyznaję, wyglądał niesamowicie. Z pewnością nie jedna dziewczyna się za nim
obejrzy, o ile oczywiście się z wrażenia nie przewróci.
Skręciliśmy w lewo i naszym oczom ukazał się duży,
przeszklony budynek. Przed budowlą rozpościerał się równie pokaźnych rozmiarów dziedziniec.
Po prawej stronie znajdowały się boiska do gry w piłkę nożną i koszykówkę oraz
plac zabaw. Teren zapełniony był trawnikami, krzakami i drzewami. Mój Boże,
nasza nowa szkoła.
Przeszliśmy jeszcze parę metrów, potem przez przejście na
pieszych i już zbliżaliśmy się do bramy prowadzącej na podwórze. Instynktownie
złapałam Harry’ego za rękę, na co przystanął i zdziwiony na mnie spojrzał.
- Słuchaj, nie żebym miał coś przeciwko, ale wchodząc tak na
apel na bank doczepimy sobie etykietkę pary. – Uśmieszek majaczył na jego
twarzy, gdy pochylił się w moją stronę i powiedział to cichym głosem.
- No tak, przepraszam. –Niechętnie puściłam jego rękę. Na
pewno dodałoby mi to otuchy, ale wiedziałam, że ma rację.
- Gotowa? – zapytał, gdy już się odsunął.
- Powiedzmy – wymamrotałam w odpowiedzi.Denerwowałam się jak jasna cholera, nie marzyłam o niczym innym, jak o znalezieniu się z powrotem w domu, w moim cieplutkim łóżku z tryliardem poduszek. – Dobra, chodźmy wreszcie.
- Powiedzmy – wymamrotałam w odpowiedzi.Denerwowałam się jak jasna cholera, nie marzyłam o niczym innym, jak o znalezieniu się z powrotem w domu, w moim cieplutkim łóżku z tryliardem poduszek. – Dobra, chodźmy wreszcie.
- Okay.
Przeszliśmy przez bramę i ruszyliśmy dziedzińcem w stronę
pokaźnej grupy ludzi kłębiącej się przed budynkiem. Uczniowie ustawili się w
półokręgu otaczając nauczycieli, dyrekcję, uczniów prowadzących apel oraz cały
ten sprzęt składający się głównie z poplątanych kabli i głośników. Stanęliśmy z
Harrym z boku, koło rozłożystego drzewa i czekaliśmy, aż w końcu ci ludzie
raczą rozpocząć ten idiotyczny apel i będziemy mogli w spokoju iść do domu.
Serio, chcę do domu.
Przebiegłam wzrokiem po twarzach uczniów stojących najbliżej
mnie. Jakaś ruda, piegowata dziewczyna uczesana w niedbały koczek, rozmawiający
z nią czarnoskóry chłopak z pokaźnym afro, niski chłopaczek z niesamowicie
wysokim czołem ostrzyżony na zapałkę, obfitych kształtów dziewczyna w krótkiej,
obcisłej spódniczce… Boże, nie. Moje oczy.
- Witamy wszystkich serdecznie na apelu z okazji inauguracji
roku szkolnego 2014/2015…
***
-Wreszcie! – krzyknęłam uradowana na dźwięk słów kończących
apel.
- Popieram twój entuzjazm, też mam dość już tego stania
tutaj – powiedział Harry i przeciągnął się lekko.
Razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia z obszaru placówki, opisując po drodze wszystko, co się dało i wszystkich, których się dało. Gdy miałam w zamiarze pokazanie Harry’emu zdjęcia nauczycielki matematyki, która podobno ma w swojej szafce zdjęcie Johnny’ego Deppa umazane czerwoną pomadką, uświadomiłam sobie, że czegoś mi brakuje. Momentalnie stanęłam i przywaliłam sobie w twarz. Brawa dla mnie.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony brunet.
Razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia z obszaru placówki, opisując po drodze wszystko, co się dało i wszystkich, których się dało. Gdy miałam w zamiarze pokazanie Harry’emu zdjęcia nauczycielki matematyki, która podobno ma w swojej szafce zdjęcie Johnny’ego Deppa umazane czerwoną pomadką, uświadomiłam sobie, że czegoś mi brakuje. Momentalnie stanęłam i przywaliłam sobie w twarz. Brawa dla mnie.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony brunet.
- Zgubiłam telefon. Musiał mi wypaść, jak staliśmy podczas
apelu, nie mieści mi się w kieszeni. Cholera jasna! Muszę się wrócić.
- Wiesz, jestem nieziemsko głodny. Chyba już skoczę do
spożywczego kupić sobie coś do jedzenia, a ty mnie dogonisz, okay? –
zaproponował Harry.
- Jasne, to zaraz się widzimy –oznajmiłam i zaczęłam iść w kierunku, z którego przyszliśmy. Szlak by mnie trafił, oby mój iPhone nadal tam był.
- Jasne, to zaraz się widzimy –oznajmiłam i zaczęłam iść w kierunku, z którego przyszliśmy. Szlak by mnie trafił, oby mój iPhone nadal tam był.
Podwórze opustoszało, nauczyciele schowali się w szkole,
reszta porozchodziła się do domów. Gdy dotarłam pod drzewo, pod którym
wcześniej staliśmy, trudno było tutaj o żywą duszę. Mimo to czułam się obserwowana.
Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo takiego nie zauważyłam. Pewnie tylko mi
się zdaje. Telefon i do domu. Telefon i do domu.
Na moje szczęście nikt go sobie nie przywłaszczył, leżał
tam, gdzie najprawdopodobniej mi wypadł. Schyliłam się, by podnieść moją zgubę
i znów poczułam te nieprzyjemne mrowienie w okolicy pleców. Podniosłam
pospiesznie telefon z ziemi i ponownie ogarnęłam wzrokiem teren naokoło. I
kiedy już miałam dać sobie spokój, zauważyłam go.
Stał pod drzewem najbliżej szkoły opierając się o jego pień
plecami. Podobnie jak Hazz miał na sobie białą koszulę, ale był od niego o
wiele chudszy. Do koszuli ubrał dopasowane, wąskie czarne spodnie i czarne
conversy. Był naprawdę kurewsko szczupły. Jego śniada karnacja nadawała mu
lekko egzotyczny wygląd, a czarne jak smoła włosy sprawiały wrażenie, jakby ich
nie układał. Nie mogłam z takiej odległości określić dokładnie jego kolor oczu,
ale na pewno miały ciemną barwę. Przewyższał mnie wzrostem chyba o głowę. I bez
wyrzutów sumienia stwierdzam, że był jedną z najpiękniejszych osób, jakie
przyszło mi kiedykolwiek widzieć. Chłopak bez jakiegokolwiek skrępowania
skanował mnie uważnie wzrokiem, na co bym zapewne w normalnych okolicznościach
zalała się rumieńcem, jednak wtedy byłam zbyt oszołomiona. Podejrzewam, że nie
oderwałabym od niego oczu jeszcze długo, gdyby nie zadzwonił mój iPhone. Na
sekundę zerknęłam na wyświetlacz, a kiedy z powrotem podniosłam wzrok, zdążył
już zniknąć.
Koleżanka dziękuje i stwierdza, że świetnie piszesz, także wracaj. :D
OdpowiedzUsuńo sram, to jest genialne :o dffsdfkjsdfsd biore się za następne ♥ feellikeafailure.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNo, zapowiada się nieźle. *_*
OdpowiedzUsuń