piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1.

Hej hej hej. x Nie to nie jest żaden wielki powrót, bardzo mi przykro. Umieszczam tu z powrotem te dwa stare rozdziały tylko dlatego, aby moja koleżanka mogła je przeczytać. Nadal lubię pisać i nadal chcę coś pisać, więc może w grudniu, gdy będzie trochę więcej wolnego, za coś się zabiorę, ale nic nie obiecuję. Stay strong my little angels, o ile oczywiście ktokolwiek to czyta. xx :)

Dobra, zdążyłam napisać już to u góry, ale jeszcze dopisek: umieszczam tu także początek trzeciego rozdziału, który zdążyłam naskrobać dawno, dawno temu. Surprise. :)
___________________________________

- Uspokój się, ręce trzęsą ci się tak, jakbyś chorowała na Parkinsona.
Szliśmy chodnikiem co jakiś czas mijając spieszącego się faceta z teczką, babcię z moherowym beretem bądź jakąś kobietę prowadzącą za rękę rozgadane dziecko. Już niedługo widok tych wszystkich ludzi miał się zamienić w morze białych bluzek, spódnic i marynarek. Początek roku szkolnego.
Harry kierując w moją stronę te słowa intensywnie mi się przyglądał i uśmiechał się widocznie rozbawiony. To, co powiedział było prawdą, niestety.
- Harry, nie wmówisz mi, że ty się nie denerwujesz. Zmiana szkoły to nie byle jaka pierdoła – odparłam burkliwie i zgromiłam go wzrokiem.
- Może i się denerwuję, ale nie do takiego stopnia, co ty. Zobaczysz, wszystko będzie okay –stwierdził pewnym siebie głosem.
- Skąd możesz mieć pewność, że wszystko będzie dobrze?! Nic może nie być dobrze, wszystko może się spaprać, jak tylko się da! Możemy mieć wychowawczynię, która zamiast stres rozładowywać w łóżku z mężem, będzie wyżywała się na nas, możemy trafić do klasy ze szkolnymi dresami, którym marzy się tylko dać komuś wpierdol, możemy na wstępie przewrócić się przed całą szkołą i wyrobić sobie opinie frajerów! Doskonale wiesz, że ludzie często mają ze mną problem. Chcę, żeby tym razem było lepiej niż w poprzednich szkołach – wyznałam mu szczerze.
- To, że ludzie mają z tobą problem, to tylko i wyłącznie ich problem. Musisz przestać się tak przejmować Dev, naprawdę. Cokolwiek by się nie wydarzyło, pamiętaj, że zawsze masz mnie i możesz na mnie liczyć. – Westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Wiem, Hazz. Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, na co odpowiedział tym samym. Przyjrzałam mu się dokładnie. Jego specjalnie na dzisiejszy dzień wypsikane lakierem brązowe włosy sztywno przylegały do czoła. No, ale jak ktoś zużył jednorazowo więcej lakieru niż ja zużywam przez dobre pół roku, to nic dziwnego. Ubrany był w prostą białą koszulę i wąskie, ciemne jeansy. Na ręku miał zegarek, który dostał ode mnie pół roku temu na urodziny. Przyznaję, wyglądał niesamowicie. Z pewnością nie jedna dziewczyna się za nim obejrzy, o ile oczywiście się z wrażenia nie przewróci.
Skręciliśmy w lewo i naszym oczom ukazał się duży, przeszklony budynek. Przed budowlą rozpościerał się równie pokaźnych rozmiarów dziedziniec. Po prawej stronie znajdowały się boiska do gry w piłkę nożną i koszykówkę oraz plac zabaw. Teren zapełniony był trawnikami, krzakami i drzewami. Mój Boże, nasza nowa szkoła.
Przeszliśmy jeszcze parę metrów, potem przez przejście na pieszych i już zbliżaliśmy się do bramy prowadzącej na podwórze. Instynktownie złapałam Harry’ego za rękę, na co przystanął i zdziwiony na mnie spojrzał.
- Słuchaj, nie żebym miał coś przeciwko, ale wchodząc tak na apel na bank doczepimy sobie etykietkę pary. – Uśmieszek majaczył na jego twarzy, gdy pochylił się w moją stronę i powiedział to cichym głosem.
- No tak, przepraszam. –Niechętnie puściłam jego rękę. Na pewno dodałoby mi to otuchy, ale wiedziałam, że ma rację.
- Gotowa? – zapytał, gdy już się odsunął.
- Powiedzmy – wymamrotałam w odpowiedzi.Denerwowałam się jak jasna cholera, nie marzyłam o niczym innym, jak o znalezieniu się z powrotem w domu, w moim cieplutkim łóżku z tryliardem poduszek. – Dobra, chodźmy wreszcie.
- Okay.
Przeszliśmy przez bramę i ruszyliśmy dziedzińcem w stronę pokaźnej grupy ludzi kłębiącej się przed budynkiem. Uczniowie ustawili się w półokręgu otaczając nauczycieli, dyrekcję, uczniów prowadzących apel oraz cały ten sprzęt składający się głównie z poplątanych kabli i głośników. Stanęliśmy z Harrym z boku, koło rozłożystego drzewa i czekaliśmy, aż w końcu ci ludzie raczą rozpocząć ten idiotyczny apel i będziemy mogli w spokoju iść do domu. Serio, chcę do domu.
Przebiegłam wzrokiem po twarzach uczniów stojących najbliżej mnie. Jakaś ruda, piegowata dziewczyna uczesana w niedbały koczek, rozmawiający z nią czarnoskóry chłopak z pokaźnym afro, niski chłopaczek z niesamowicie wysokim czołem ostrzyżony na zapałkę, obfitych kształtów dziewczyna w krótkiej, obcisłej spódniczce… Boże, nie. Moje oczy.
- Witamy wszystkich serdecznie na apelu z okazji inauguracji roku szkolnego 2014/2015…
***
-Wreszcie! – krzyknęłam uradowana na dźwięk słów kończących apel.
- Popieram twój entuzjazm, też mam dość już tego stania tutaj – powiedział Harry i przeciągnął się lekko.
Razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia z obszaru placówki, opisując po drodze wszystko, co się dało i wszystkich, których się dało. Gdy miałam w zamiarze pokazanie Harry’emu zdjęcia nauczycielki matematyki, która podobno ma w swojej szafce zdjęcie Johnny’ego Deppa umazane czerwoną pomadką, uświadomiłam sobie, że czegoś mi brakuje. Momentalnie stanęłam i przywaliłam sobie w twarz. Brawa dla mnie.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony brunet.
- Zgubiłam telefon. Musiał mi wypaść, jak staliśmy podczas apelu, nie mieści mi się w kieszeni. Cholera jasna! Muszę się wrócić.
- Wiesz, jestem nieziemsko głodny. Chyba już skoczę do spożywczego kupić sobie coś do jedzenia, a ty mnie dogonisz, okay? – zaproponował Harry.
- Jasne, to zaraz się widzimy –oznajmiłam i zaczęłam iść w kierunku, z którego przyszliśmy. Szlak by mnie trafił, oby mój iPhone nadal tam był.
Podwórze opustoszało, nauczyciele schowali się w szkole, reszta porozchodziła się do domów. Gdy dotarłam pod drzewo, pod którym wcześniej staliśmy, trudno było tutaj o żywą duszę. Mimo to czułam się obserwowana. Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo takiego nie zauważyłam. Pewnie tylko mi się zdaje. Telefon i do domu. Telefon i do domu.
Na moje szczęście nikt go sobie nie przywłaszczył, leżał tam, gdzie najprawdopodobniej mi wypadł. Schyliłam się, by podnieść moją zgubę i znów poczułam te nieprzyjemne mrowienie w okolicy pleców. Podniosłam pospiesznie telefon z ziemi i ponownie ogarnęłam wzrokiem teren naokoło. I kiedy już miałam dać sobie spokój, zauważyłam go.

Stał pod drzewem najbliżej szkoły opierając się o jego pień plecami. Podobnie jak Hazz miał na sobie białą koszulę, ale był od niego o wiele chudszy. Do koszuli ubrał dopasowane, wąskie czarne spodnie i czarne conversy. Był naprawdę kurewsko szczupły. Jego śniada karnacja nadawała mu lekko egzotyczny wygląd, a czarne jak smoła włosy sprawiały wrażenie, jakby ich nie układał. Nie mogłam z takiej odległości określić dokładnie jego kolor oczu, ale na pewno miały ciemną barwę. Przewyższał mnie wzrostem chyba o głowę. I bez wyrzutów sumienia stwierdzam, że był jedną z najpiękniejszych osób, jakie przyszło mi kiedykolwiek widzieć. Chłopak bez jakiegokolwiek skrępowania skanował mnie uważnie wzrokiem, na co bym zapewne w normalnych okolicznościach zalała się rumieńcem, jednak wtedy byłam zbyt oszołomiona. Podejrzewam, że nie oderwałabym od niego oczu jeszcze długo, gdyby nie zadzwonił mój iPhone. Na sekundę zerknęłam na wyświetlacz, a kiedy z powrotem podniosłam wzrok, zdążył już zniknąć.

3 komentarze:

  1. Koleżanka dziękuje i stwierdza, że świetnie piszesz, także wracaj. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. o sram, to jest genialne :o dffsdfkjsdfsd biore się za następne ♥ feellikeafailure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No, zapowiada się nieźle. *_*

    OdpowiedzUsuń